kap, kap, kap...
Jest weekend, powiedzieć by się chciało wreszcie. Ale co to za weekend, wakacyjny w dodatku, gdzie nawet nie chce się wyjść z domu, bo na zewnątrz deszcz obmywa wszystko i trudno postawić nogę gdzieś, żeby nie wpadła do kałuży. Czyżby dane nam było w tym roku „cieszyć się” urokami jesiennej depresji troszkę szybciej? Zamiast iść na rower, na spacer, zagrać w piłkę lub wyjść gdziekolwiek, siedzę w domu planując, co można by zrobić z rzeczy, które trzeba zrobić i za bardzo przy tym nie zmoknąć by jak najszybciej powrócić do suchego „azylu”. Tak owszem pozostają opcje tzw. „wieczorne”, czyli impreza, odwiedziny u znajomych, kino lub coś w tym stylu, ale co zrobić z całą resztą dnia? Co zrobić, kiedy wiesz, że powinieneś uporządkować trochę rzeczy nabrzmiałych przez cały tydzień pracy, posprzątać mieszkanie i tym samym zmarnować jeden z dwóch wolnych dni w tygodniu? To co prawda nie dotyczy mnie, bo właśnie trwa mój urlop, ale co z tego skoro jestem „zakładnikiem” pogody?! Taka perspektywa nie cieszy a dodatkowo nie pomaga temu cudowna aura, dokładająca na moje plecy parę mokrych cegieł. Zamierzam jednak jakoś ten dzień przetrwać i to w miarę przyjemnie, zrobić coś dla świata, dla społeczeństwa, dla narodu i poleniuchować zwyczajnie po ludzku, poczytać książkę albo coś obejrzeć. Życzę wiec i Wam miłego dnia, ja zacznę go od bawarki. Wiem, że dla niektórych perspektywa herbaty z mlekiem może być obrzydliwa. Pozdrawiam wszystkich ludzi pracy i urlopowiczów, mam nadzieje, że przetrwamy ten mokry weekend....... P.S. Cały czas aktualny post o Kotce.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz