Tegoroczne LJF to dla mnie zdecydowanie koncert Brendy Boykin a potem długo nic. Jej osobowość i świetny stylowy głos był zdecydowanie najjaśniejszym punktem tegorocznej edycji. Poza tym koncert ten najbardziej trzymał się formuły związanej z nazwą festiwalu bo był i jazz i pani. Reszta wykonawców albo flirtowała za bardzo z funkiem który w pewien sposób ich ograniczał (Incognito), innym prawie udało się uśpić publiczność bardzo wyrafinowanymi bossanovami (Grażyna Auguścik & Paulinho Garcia) lub grali po prostu pop z lekkimi jazzującymi improwizacjami ( Fredrika Stahl )
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
2 komentarze:
supcio. też myślałem żeby się wybrać ale bilety mimo że nie były drogie jak na taka impreze to i tak mnie przerosły akurat..fajnie chociaż foty zobaczyć
tak Krzysiek zdecydowanie bilety są wciąż za drogie na takie imprezy, szkoda. Jeśli chodzi o same koncerty to tylko sobota i Brenda :) reszta nie za bardzo :/
Prześlij komentarz