o zależności, drodze i pokoju
Ostatnimi czasy wiele się zdarzyło, przez 4 dni nie mogłem dojść do „porozumienia” z moim komputerem, który odmówił współpracy ( tu wielkie podziękowania dla dwóch Michałów, którzy reanimowali maszynę ). Ten chwilowy brak wiernego PC-towarzysza, uświadomił mi jak bardzo jestem zależny od tej małej skrzynki schowanej pod biurkiem. Pewnie wielu z Was w tym momencie twierdząco kiwa głową. Tak niestety to my miastowi, mistrzowie postępu, gadżeciarze, ofiary cywilizacji zależni od wszelkiego rodzaju elektryki i elektroniki. Wielu już poruszało ten temat, mistrzowie fantastyki jak S. Lem, P.K. Dick. Lecz temat jest nadal otwarty mimo, że wydawać by się mogło banalny. Mi zazwyczaj w takich chwilach przypomina się scena z drugiej części Matrixa, w której Neo po powrocie do Zion’u rozmawia z Kanclerzem Rady Starszych o tym jak bardzo zależni jesteśmy od maszyn. Oczywiście można zawsze je wyłączyć, ale co wtedy? Co stanie się z tymi wieloma rzeczami, które wykonują za nas różne czynności albo, które nam to umożliwiają. No właśnie, nie tak łatwo jest się obyć bez nich. Jeżeli żyjemy życiem, w którym wszelkiego rodzaju urządzenia elektryczne odgrywają duża role. Owszem są Don Kichoci walczący o swoją autonomie i wolność. Ludzie nieposiadający wielu przedmiotów, żyjący jak mnisi. Taki wybór jest bardzo trudny i nie każdego stać na taki krok również nie każdy go potrzebuje. Nie możemy przecież osądzać żadnej ze stron. Najważniejsze jest to, że mamy wybór, jeszcze. Czasem trudny i ciężki, ale mamy. Jak żyć? W którą iść stronę? Jaką obrać ścieżkę? Mieć czy być? To odwieczne pytania, które każdy z nas sobie zadaje. Czasem życie wybiera za nas chcielibyśmy mieć choćby trochę, ale musimy być albo nawet przetrwać, a czasem chcielibyśmy być, ale podświadomie robimy wszystko by mieć. Kompromis oczywiście też jest możliwy, ale to zadanie bardzo trudne i czasem zdradzieckie, choć wydaje się inaczej. Niekiedy wyborem jest podróż i życie wśród osób spotkanych po drodze w duchu beat generation o nich też ostatnio wiele rozmawiałem przy okazji sercowych zawirowań u Sławka, których mu bardzo gratuluje (: Czasem zdarza się też tak, że wybór podejmują za nas inni, bo tak naprawdę bardzo trudno być tak prawdziwie wolnym zawsze jesteśmy od czegoś lub kogoś zależni. Wystarczy zajrzeć do portfela są tam przynajmniej 2 rzeczy, które nas ograniczają pieniądze, bez których bardzo trudno się obyć i dowód osobisty, symbol tego, że jesteśmy obywatelami i mieszkańcami naszego kraju. Ograniczają nas prawa i przepisy w nim obowiązujące. Również wiele decyzji podejmowanych jest poza nami. Pozna naszą kontrolą, aprobatą lub dezaprobatą. Niestety nie panuje u nas system demokracji bezpośredniej na żadnym ze szczebli organizacji państwowej. Politycy, których wybieramy najczęściej, co 4 lata ( więc niby mamy władze w naszych rękach, ale tylko raz na 4 lata) nie za bardzo interesują się tym, żeby żyło się nam lepiej. Najczęściej interesują ich pieniądze i władza. Wystarczy, że włączymy wiadomości i obejrzymy to, co dzieje się obecnie na świecie w Chinach, w Iraku lub w Gruzji. Czy Chiny tak bardzo chce ucywilizować wreszcie zacofany Tybet i wyzwolić go z oparów „opium” jak Mao określił religie tybetańską? Czy USA i Rosji naprawdę bardzo zależy na suwerenności i autonomii Iraku i Abchazji oraz Osetii Płd. A może na gospodarczych korzyściach? W dzisiejszych czasach nawet katastrofa ekologiczna, jaką jest niewątpliwie topnienie lodowców na biegunach, może być powodem radości. Kogo? Firm, wielkich korporacji, które już zacierają ręce na ponoć największe obecnie złoża ropy i gazów. Przecież to jest chore. W tym miejscu mógłbym znów przywołać scenę z Matrixa, tym razem z pierwszej części. Gdzie podczas przesłuchania Morfeusza schwytanego przez Agentów dochodzi do dość osobliwego zwierzenia Agenta Smitha, który porównuje ludzi do wirusów, które opanowują ziemię i rozmnażając się niszczą wszystko dookoła. Podobnego porównania zresztą użył kiedyś Stanisław Lem opisując ludzi, jako pasożyty i najgorszą rzecz, jaka przytrafiła się ziemi. To bardzo gorzkie słowa, ale… Wracając jednak do sytuacji politycznej u naszych sowieckich sąsiadów oraz tego wszystkiego, co ostatnio dzieje się na arenie międzynarodowej i jest bardzo niepokojące to przypomniała mi się pewna piosenka Stinga „Russians”. Tekst dotyczący zimnej wojny, ale niestety wciąż aktualny. Teledysk troszkę w klimacie Fritza Langa. Jeśli ktoś nie zna to mam nadzieje, że się spodoba. Na koniec chciałem przeprosić za ten dzisiejszy strumień myśli, ale nikt w końcu nie zmusza Was do czytania tego bełkotu :P Wiec… I hope the Russians love their children too...
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(Atom)
3 komentarze:
no no czekamy na następną awarie ;p
Paweł czyżby ciebie dopadł egzystencjonalny dół ?? Rozpisałeś się tak, że mi sie literki zlepiały; tyle tego było... Niestety my marne dusze, świata nie uratujemy przed polityką. A przed technologią to nawet nie ma co się bronić bo to naturalna kolej rzeczy, trzeba z niej tylko umiejętnie korzystać...
Doła nie mam tylko takie nocne przemyślenia ale dzięki za troskę :) A co do zmiany świata to pozwól, że zacytuje Ci jedną z bardzo popularnych myśli Dalajlamy. Oto ona: "Jeśli myślisz,że jesteś zbyt mały by coś zmienić ,spróbuj zasnąć z komarem latającym nad uchem" Co sie tyczy technologi to faktycznie jest to nie do powstrzymania ale ważne żebyśmy to cały czas my, ludzie mieli kontrole i kierowali ją w dobrym kierunku. Pozdrawiam i dzięki za komenta Bartku :)
Prześlij komentarz